Opolskie. Ruiny wsi Klucznik, czyli spotkanie z historią

Opuszczoną wieś o wdzięcznej nazwie Klucznik mieliśmy zwiedzić już dawno, lecz ciągle było nam nie po drodze. Trafiliśmy tam w końcu w mroźny zimowy dzień, gdy ziemia była pokryta niewielką warstwą śniegu. I nie żałuję, że nie pojechaliśmy tam o innej porze roku, bo w wiosenny lub letni dzień kleszcze i komary prawdopodobnie zjadłyby nas żywcem! Wieś jest zarośnięta trawami, jeżyną i niskimi krzewami. Absolutny raj dla zwierzyny i małych krwiopijców.

Nieistniejąca wieś Klucznik z oddali – dziś porośnięta krzewami i jeżyną

Zimową porą liście nie przykrywają pozostałości po domach, dzięki czemu wyraźnie widać było niewielkie sterty cegieł czy elementy ogrodzeń. Wieś musiała mieć gęstą zabudowę, bo ruiny są bardzo blisko siebie. Jeśli nie umiecie ich znaleźć, kierujcie się tam, gdzie wśród krzewów sterczą majestatycznie stare drzewa – rosły one przy domach i drogach, a teraz wyznaczają miejsca, gdzie kiedyś były budynki.

Pozostałości budynku w Kluczniku

Do Klucznika da się dojechać bezpośrednio autem przejeżdżając przez wieś Jakubowice. My jednak zostawiliśmy samochód nieco wcześniej, w okolicy punktu 50°35’09.6″N 17°33’28.6″E, co było dobrym pomysłem biorąc pod uwagę stan drogi. Doszliśmy pieszo do budynku folwarku (współrzędne: 50°34’54.4″N 17°34’03.2″E) , który jest najlepiej zachowaną budowlą z całej wsi. Na ruinie jest tabliczka ostrzegająca o tym, że może się zawalić. Cała budowla wyraźnie dzieli się na część starszą – z rzędami urokliwych kolumn – i nowszą, bardziej betonową. Różne źródła twierdzą, że trzymano tu konie i byki, co jest prawdopodobne, biorąc pod uwagę wielkość budynku i infrastrukturę – chociażby pozostałości koryta czy kółek do przypinania zwierząt.

Pozostałość po folwarku

Po pozostałych budynkach zostały jedynie ślady. Poza stajnią wyróżniają się pojedyncze ściany budynków poligonu, które wzniesione były z pustaków. Znaleźliśmy także niewielki betonowy bunkier. Poza tym – sterty cegieł, elementy ogrodzenia kościoła, fragmenty podmurówki. Warto uważać przy zwiedzaniu na doły i dziury, które zapewne kiedyś były piwnicami, a dziś mogą stanowić niebezpieczną pułapkę dla ludzi czy psów.

Ściana poligonowego budynku

Ogólnie nie polecam puszczać tu psów luzem. Klucznik jest ewidentnie wykorzystywany przez myśliwych, znajdziemy tu karmiska, lizawki i dziesiątki ambon. Mijało nas też kilku łowczych w autach terenowych. W świeżym śniegu widać było mnóstwo śladów zwierzyny – saren, zajęcy, dzików czy jeleni. Nawet Ginny, która nie zwraca zwykle uwagi na dzikie zwierzęta, była dosyć oszołomiona ilością zapachów.

Pozowanko na śniegu

Historia Klucznika jest trochę ilustracją dziejów Polski – niestety, tym razem nie było tu szczęśliwego zakończenia, a i po drodze działo się wiele dramatycznych rzeczy. W pobliskich Łambinowicach przez dziesięciolecia funkcjonował obóz jeniecki wykorzystywany w trakcie szeregu wojen począwszy od wojny francusko-pruskiej w latach 1870-1871. Więcej informacji o obozie znajdziemy na stronie Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych. Wojsko i obóz odcisnęły więc na Kluczniku duże piętno. Sama wioska po II wojnie światowej weszła w obszar poligonu, a gdy on opustoszał w 2003 roku, nikt nie postarał się, by o ten teren jakoś zadbać.

Ukryte w krzakach pozostałości po Kluczniku

O legendach i historii tego miejsca więcej możecie poczytać na świetnych blogach: W poszukiwaniu końca świata oraz Opolanka z pasją. Na tym ostatnim znajdziemy też zdjęcia Klucznika z czasów świetności – przyznaję, że nieco boli serce, gdy się na nie patrzy. Pewne elementy wsi znajdziemy do dziś wśród chaszczy, na przykład prostokątny staw przy niegdysiejszej głównej drodze.

Zamarznięty staw w Kluczniku

Za Klucznikiem w stronę wsi Goszczowice ciągnie się niezbyt przejrzysty, mieszany las. My wędrowaliśmy wzdłuż pasa zaporowego, czyli poletka zostawionego w lesie dla zwierzyny, by zachęcić ją do żerowania i niewychodzenia na pola uprawne (zaczyna się on w okolicy punktu 50°35’09.6″N 17°34’53.3″E). Następnie wyszliśmy w pola i doszliśmy do samych Goszczowic, skąd zawróciliśmy do auta. Pokryte mieniącym się śniegiem ogromne połacie ziemi były wyjątkowo urocze – jak z bajki! Niestety, tutaj też największe wrażenie robi… liczba ambon. W wielu miejscach były również ślady buchtowania dzików.

Hercia na pasie zaporowym w lesie koło Klucznika

O ile śnieg i mróz pozwoliły nam na swobodne zwiedzanie okolic Klucznika, to jednak trochę utrudniły znalezienie ciekawych pozostałości po wsi, o których wspominają inni turyści – płytek z podłogi kościoła czy resztek cmentarza. Z drugiej strony, w wielu relacjach ze zwiedzania tego miejsca znajduję przestrogi przed ogromną ilością kleszczy i komarów, a także narzekania na ilość perzu i jeżyn, które uprzykrzają życie co bardziej ciekawskim osobom przetrząsającym krzaki, by odnaleźć różnego rodzaju artefakty. Dlatego na pewno wybierzemy się tutaj o innej porze roku, ale raczej będzie to wczesna wiosna lub późna jesień. Jedno jest pewne – to miejsce ma swoją niepowtarzalną, nieco przygnębiającą atmosferę. Na pewno warto je zobaczyć na własne oczy nim zniknie zupełnie z powierzchni ziemi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.